2013/02/06

Rozdział 5


 Obudził mnie sygnał dzwoniącego telefonu. Wyjmując prawą rękę spod kołdry ogarnęła mnie fala zimna, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. W mieszkaniu było niesamowicie zimno. Chwyciłam za komórkę, która leżała na nocnym stoliku i bez spoglądania na ekran nacisnęłam na klawisz zielonej słuchawki.
-Słucham? –zapytałam zaspanym głosem
-Hej Julia, z tej strony Tom!
-O hej Tom. –odpowiedziałam zaskoczona podnosząc się i siadając na krawędzi łóżka. Pewna, że za chwilę usłyszę, że za pół godziny chce mnie widzieć w kawiarni.
-Możesz zostać dziś w domu i zrobić sobie dzień wolny. Stella jest już w pracy, a ostatnio nie ma zbyt dużo klientów, więc powiedziała, że bez problemu da sobie radę sama z Kate.
-Naprawdę Tom ? –spytałam uradowana tą nowiną.
-Tak, tak, ale jutro widzę Cię w pracy na dziewiątą.
-Oczywiście, masz to jak w banku. Dzięki za ten wolny dzień.
-Nie ma za co. Miłego dnia, więc do jutra.
-Do jutra! –odpowiedziałam i chwilę później słyszałam w słuchawce już tylko długi ciągnący się sygnał.
Uśmiechnięta od ucha do ucha włożyłam swoje ulubione ciepłe, niebieskie kapcie i podeszłam do okna, aby odsłonić zasłony. W Londynie mieliśmy końcówkę listopada, więc jakim ogromnym zaskoczeniem było dla mnie zobaczyć, za szybą małe płatki śniegu, które delikatnie spadały na ruchliwą ulicę. Spojrzałam trochę dalej, Hyde Park wyglądał przepięknie. Lekko ośnieżony, pełen ludzi. Uśmiechnęłam się do siebie i postanowiłam, że wybiorę się dziś na spacer. Pościeliłam łóżko i włączyłam telewizor. Akurat na TLO leciał mój ulubiony program o gotowaniu. Robiąc śniadanie i krzątając się na spokojnie po kuchni, obserwowałam jak Gordon przyrządzał pyszne dania z kurczaka. Właśnie kiedy robiłam krok do tyłu, aby położyć pustą butelkę po mleku na kuchennym parapecie, przy moich nogach pojawił się Margallo. Wyjęłam z lodówki pełen kartonik pysznego, zimnego mleka i wlałam mu do miseczki. Zamruczał głośno i ocierając się o mnie ruszył do miejsca, gdzie zawsze je swoje posiłki. Popijając sok pomarańczowy i jedząc owsiankę oglądałam poranny program śniadaniowy na BBC1. Posłuchałam ciekawych porad na temat sprzątania domu, wysłuchałam kilku interesujących wywiadów i dowiedziałam się najnowszych wiadomości o gwiazdach show biznesu. Czy wiedzieliście Drodzy Czytelnicy, że Kim rozwiodła się ze swoim długoletnim partnerem i spotyka się z piętnaście lat młodszym facetem od siebie? To naprawdę szalenie ważny news!! Jakby nie było ciekawszych. Tak, pisząc to trochę się zbulwersowałam. Macie rację.Oglądając telewizję straciłam poczucie czasu. Gdy program  skończył się, spojrzałam na zegarek.  Moim oczom ukazała się godzina 14. Wzięłam gorącą kąpiel, Margallo leżał na płytkach w łazience, obok wanny i cichutko pochrapywał. Następnie pomalowałam się, podkreślając tego dnia trochę bardziej oko. Ubrałam na siebie swoje ulubione dżinsy, ciepłą bluzę i dwie pary kolorowych pluszowych skarpetek, idealnych na taką pogodę. Gdy wychodziłam z domu Margallo siedział na parapecie i podziwiał chyba ośnieżony Hyde Park, do którego zmierzałam tego dnia. Przechodząc na drugą stronę ulicy ostrożnie spojrzałam w lewo, prawo i jeszcze raz w lewo. Od wypadku Eleanor kilka lat temu, jestem o wiele bardziej ostrożniejszą osobą. Staram się nie wracać do tamtych dni, ale zawsze kiedy przechodzę przez tą ulicę mam przed oczami zdarzenia sprzed lat.Potrząsając głową to w jedną, to w drugą stronę , próbowałam pozbyć się niemiłych wspomnień. Ruszyłam dalej, kupując w piekarni po drodze pyszne pączki z malinowym dżemem. Spacerując uliczkami Hyde Parku i zajadając smakołyki, relaksowałam się i odpoczywałam mentalnie od natłoku pracy i zdarzeń, które w ostatnim czasie się wydarzyły. Patrząc z perspektywy czasu. Tych kilku tygodni, w których spotkałam kilka razy Naill’a, kiedy przyjechała moja mama, gdy w kawiarni układało się wszystko po naszej myśli, mogłabym stwierdzić, że jestem naprawdę szczęśliwa i nie potrzebuję już niczego więcej. Jednak kim jest człowiek bez marzeń ?Obserwowałam przyrodę, liście praktycznie zniknęły z drzew. Ptaki teraz już tylko gdzieniegdzie pogwizdywały cichutko. Hałas jaki stwarzały małe dzieci biegające po ośnieżonej trawie, lub grające w piłkę na śniegu, wnosił teraz w to miejsce wiele pozytywnej energii. Gdy szłam uliczką i pisałam sms do Stelli, w którym dziękowałam jej, za to, że mogłam dziś spędzić taki przyjemny dzień, ktoś wpadł na mnie niespodziewanie. Wytrącając przy tym mój telefon z rąk, który spadł na ziemię.
-Hej uważaj jak chodzisz! –krzyknęłam głośno nie spoglądając w stronę przechodnia, a podnosząc telefon, któremu na szczęście nic się nie stało.
-Julia! Przepraszam, naprawdę Cię nie widziałem. Przepraszam najmocniej. –odpowiedział z zaskoczeniem i zarazem smutkiem mój rozmówca.
-Niall! Co Ty tu robisz? –spytałam również mocno zaskoczona. W pierwszej chwili nie poznałam go. Miał na sobie puchową czarną kurtkę, czapkę, a na nosie ciemne okulary.
-Wybrałem się na spacer. Żal nie skorzystać z takiego ładnego, ale zimnego dnia. Relaksuję się przed koncertem, który gramy za dwa dni. A ty co tu robisz?
-Spacer, pączki. –uśmiechnęłam się pod nosem, pokazując woreczek z ostatnim ciastkiem.
-Haa smacznego! Wybierałem się właśnie do Coffe Heaven. Myślałem, że Cię tam spotkam. A tu proszę miła niespodzianka. – uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Dziś niespodziewanie dostałam dzień wolny, więc korzystam jak mogę. Może chcesz pączka? –spytałam, podając mu woreczek.
-A z chęcią. Coś słodkiego przed obiadkiem w sam raz. Dzięki. Gdzie teraz idziesz?
-W sumie to przed siebie. Myślałam, żeby zjeść coś na mieście.
-Mogę Ci potowarzyszyć ? I tak wybierałem się do Ciebie. –spojrzał  w moją stronę i uśmiechnął się.
-A masz sporo czasu ?
-Jasne, całe popołudnie dla Ciebie.
-To chodźmy, za Hyde Park’iem jest miła, spokojna, nieoblegana przez paparazzi restauracja.- odpowiedziałam radośnie.
- Prowadź.
 Ruszyliśmy w stronę południowego wyjścia z parku. Niall w tym czasie zdążył opowiedzieć mi o reszcie swoich przyjaciół, z którymi dzieli zespół i mieszkanie. Jak się okazało trzy przecznice od mojego domu. Wspomniał mi też o tym, że kocha jeść i, żebym nie zdziwiła się, kiedy w restauracji zamówi dokładkę. Blondyn okazał się naprawdę bardzo miłym i sympatycznym, a przede wszystkim normalnym chłopakiem. Wchodząc do Soho House oboje śmialiśmy się w niebogłosy, po tym jak Niall opowiedział mi śmieszną historię z trasy koncertowej z zeszłego roku. Kiedy to Harry z Zayan’em wysmarowali śpiącego Louisa bitą śmietaną. Znaleźliśmy miejsce w głębi restauracji, z dala od zaciekawionych gości siedzących przy oknie. Zamówiliśmy pyszne spaghetti carbonara i oboje sok pomarańczowy. Niall oczywiście jak wcześniej wspominał poprosił o dokładkę. Śmiejąc się, wymienialiśmy się spostrzeżeniami na temat tego jak powinno wyglądać dobrze ugotowane spaghetti carbonara. Z perspektywy osoby siedzącej gdzieś nieopodal nas, musiało wyglądać to przezabawnie, ponieważ oboje w żartach przekomarzaliśmy się i wymądrzaliśmy. Po zjedzonym obiedzie zamówiliśmy jeszcze deser. Szarlotkę z lodami śmietankowymi. Blondyn dokończył moją porcję, a ja czułam, że nie obejdzie się bez siłowni w ten weekend. Spojrzałam na niego ukradkiem, jak wcinał moje ciasto. Wyglądał uroczo, mając usta ubrudzone bitą śmietaną.
-Czemu się ze mnie śmiejesz? –spytał
-Nie śmieję, uśmiecham. A to różnica. Poza tym wyglądasz teraz jak Louis umorusany śmietaną. –uśmiechnęłam się. – Chodź tu. – pochyliłam się nad stołem chwytając za serwetkę i wycierając jego usta.
-Dzięki.. Już myślałem, że śmiejesz się ze mnie i zaraz sobie pójdziesz. Zostawiając mnie tutaj. –odpowiedział spoglądając mi w oczy.
-Nie, nie przysięgam, że nie śmieję się z Ciebie, ale już siódma, muszę wracać do domu. Margallo na pewno jest głodny. – odpowiedziałam, zerkając na zegarek wiszący nad barem restauracji.
-Margallo ? 
-To mój kot. -odpowiedziałam radośnie.
-Rozumiem. Margallo na pewno tęskni już za Tobą. Odprowadzę Cię. Idziemy przecież w tę samą stronę. Pójdę tylko zapłacić.
-Czekaj idę z Tobą. –odpowiedziałam i poderwałam się z wygodnego krzesła.
Zapłaciliśmy za pyszny obiad, deser i ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Niall odprowadził mnie pod same drzwi, tłumacząc się tym, że chce być pewny, że bezpiecznie trafiłam do domu. Podziękowałam mu za przemiły wieczór i wspomniałam o piosence, którą pisał kilka dni temu w Coffe Heaven. Obiecał, że niedługo ją usłyszę. Pożegnaliśmy się i wróciłam do swojego mieszkania. Szczęśliwa omijałam co drugi schodek wbiegając na trzecie piętro, gdzie mieściły się moje drzwi. Już dawno nie spędziłam tak fantastycznego dnia. Margallo spał twardo na kanapie i nawet się nie przebudził, gdy przez przypadek zrzuciłam książki z gablotki w przedpokoju. Uśmiechnięta od ucha do ucha, włączyłam sportowy kanał z ćwiczeniami i podśpiewując pod nosem zabrałam się za spalanie pączków, spaghetti carbonara i szarlotki z lodami. Następnie wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic i właśnie kiedy wychodziłam z łazienki, przebrana  w swoją ulubioną niebieską piżamę usłyszałam domofon. Zdzwiona podniosłam słuchawkę.
-Słucham?
-Czy pod tym numerem mieszka Pani Julia?
-Tak to ja, coś się stało?
-Czy może mi Pani otworzyć? Mam dla Pani przesyłkę.
-O tej porze? Tak oczywiście. Już otwieram. –nacisnęłam przycisk i zdzwiona czekałam pod drzwiami. Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi prędko je otworzyłam.
-To dla Pani, proszę tu podpisać. – zaskoczona, zdziwiona podpisałam odebranie ‘przesyłki’ i wróciłam do domu z bukietem żółtych tulipanów. Gdzieś pomiędzy jednym a drugim kwiatem znalazłam małą karteczkę, którą szybko otworzyłam. Czytają ją, poczułam jak moje nogi delikatnie się uginają.
„Dziękuję za wspaniałe popołudnie. Dobranoc Julio”

________________________________________________________________________________



  

2013/01/30

Rozdział 4


Kilka ostatnich dni minęło mi nadzwyczaj szybko. Przez ten czas nie zdarzyło się nic szczególnego, co warte byłoby Wam przekazać Drodzy Czytelnicy. Odwiedziła mnie tylko moja mama, która została w Londynie na parę dni. Agnes – bo tak ma na imię moja matka, podróżuje po całym świecie. Odkąd skończyłam osiemnaście lat mieszkam sama. Agnes natomiast stwierdziła, że kiedy jak nie teraz może rozpocząć swoją podróż dookoła świata. Nie potrzebowałam jej stałej opieki, sama radziłam sobie bardzo dobrze. Przed swoim wyjazdem do Japonii kupiła mi właśnie to mieszkanie, z widokiem na Hyde Park. Jestem szczęśliwa, ona również i to jest najważniejsze. Nie mam jej za złe, że postanowiła spełniać swoje marzenia. Bo ograniczanie człowieka, jest najgorszą z możliwych rzeczy, jakie jedna osoba, może zrobić drugiej. Pomiędzy lotem z Aten do Nowego Jorku, zatrzymała się u mnie na te kilka chwil. Spędziłyśmy ten czas, wspominając moje dzieciństwo, oglądając stare dobre hollywoodzkie filmy i pijąc naszą ulubioną pomarańczowo-grejpfrutową herbatę. Agnes przywiozła mi z Aten małą kulkę napełnioną wodę, a kiedy się nią potrząsnęło pojawiały się tysiące małych  sreberek, które idealnie komponowały się z miniaturą Akropolu. Trzy dni minęły zaskakująco szybko i nie obejrzałyśmy się, a już musiałyśmy się pożegnać. Mama obiecała, że przyjedzie na Święta Bożego Narodzenia, które są za trzy miesiące, więc niedługo znów się zobaczymy. W czwartek odwiozłam ją na lotnisko i pożegnałam w hali odlotów, raniąc przy tym kilka łez. W piątkowy poranek, obudziłam się z myślą, że czeka na mnie pyszne śniadanie przygotowane przez moją mamę. Jakie było moje rozczarowanie, kiedy otwierając oczy zobaczyłam tylko Margalla, który siedział obok miski i czekał na posiłek. Trochę przybita wygramoliłam się z łóżka, które tego dnia nadzwyczaj mocno trzymało mnie i usilnie próbowało przekonać, że nie muszę dziś iść do pracy. Jednak po tych trzech dniach urlopu, które wzięłam sobie ze względu na przyjazd mamy, teraz nie było mowy o jakimkolwiek blefowaniu i nie pójściu do pracy. Jak co ranek, wlałam mojemu rozpieszczonemu kotu mleko, a sama zjadłam miskę płatków owsianych z moim ulubionym wiśniowym jogurtem. Byłam mistrzynią w robieniu wielu czynności naraz. Jedząc, popijając herbatę, czytałam jeszcze poranną gazetę. Duża reklama na trzeciej stronie, w prawym dolnym rogu, przypomniała mi o zbliżającym się koncercie One Direction, na który z pewnością się wybiorę. Mając jeszcze kilka wolnych minut, dokładnie przyjrzałam się reszcie z całej piątki. Niall po wieczornej, krótkiej rozmowie tydzień temu, wydawał się zwykłym, normalnym chłopakiem. Nie odczułam jakiejkolwiek egoizmu, czy samouwielbienia z jego strony. Reszta boys band’u na pierwszy rzut oka, wydawała się sympatyczna, chociaż chłopak w ciemnych włosach, z kilkoma tatuażami na ręce i kolczykiem w uchu był chyba najbardziej zadufany w sobie z całej piątki. Przerzucając kolejne strony natknęłam się jeszcze na tabelę ze wstępnymi wynikami konkursu na najlepszą kawiarnię w mieście. Jak na razie Sweet Coffe jest na pierwszym miejscu, a mu tuż za nimi. Jednak to nie koniec głosowania, także jeszcze wszystko może się zmienić. Umyłam naczynia, wzięłam szybki prysznic i pośpiesznie ubrałam się. Włożyłam na nogi ciepłe pluszowe skarpetki w groszki, dżinsy i gruby sweter, który kupiłam na zakupach ze Stellą. Włożyłam skórzaną kurtkę, czarne workery, na ramię zarzuciłam swoją ulubioną torbę i całując Margallo na pożegnanie wyszłam na zimną, jesienną londyńską ulicę.
Dzień w kawiarni Coffe Heaven dłużył się niemiłosiernie. Nie odwiedziło nas zbyt dużo klientów, a to pewnie ze względu na pogodę panującą za oknem. Zdążyłam dojść do budynku, zamknąć za sobą drzwi, a od razu zaczęło padać i zerwał się mocny wiatr. Na moje nieszczęście nie wzięłam z domu parasolki, więc drogę powrotną do domu wyobrażałam sobie już w ciemnych barwach. Wraz ze Stellą obgadałyśmy dziś każdego klienta, który wszedł do naszej kawiarni, tego dnia było ich jak na lekarstwo. Około drugiej popołudniu postanowiłam na chwilę wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza. Otwierając frontowe drzwi uderzyła mnie fala zimnego londyńskiego powietrza. Szybko cofnęłam się na zaplecze po kurtkę. Stałam pod daszkiem może z pięć minut, kiedy moim oczom ukazał się Niall wędrujący z przysadzistym mężczyzną obok niego w moją stronę. Kiedy podszedł bliżej przywitał się serdecznie:
-Witaj Julia!
-Cześć Niall. Przyszedłeś po latte z sokiem malinowym ? –spytałam grzecznie.
-Tak, jak co dzień, ale dziś skuszę się jeszcze na jakieś dobre ciasto. Co polecasz? –spytał, otwierając przede mną drzwi i wpuszczając mnie jako pierwszą do środka.
-Hmmm polecam tiramisu. Będzie idealnie pasować do Twojej ulubionej kawy. –uśmiechnęłam się stając za ladą i przygotowując dla niego kawę.
-Ok, pasuje. Usiądę koło okna. Mam zamiar napisać dziś kilka kolejnych wersów mojej własnej piosenki. A widzę, że nie macie dziś takiego ruchu, więc tym lepiej dla mnie. Spokój i cisza to podstawa sukcesu.
-Dobrze, nie ma sprawy. Za raz wszystko przyniosę.
Blondyn usiadł na krześle, przodem do lady kawiarni, tak że był wstanie obserwować każdy mój ruch. Czułam jego spojrzenie na moich rękach, kiedy niosłam do stolika tacę z ciastem i kawą.
-Proszę to dla Ciebie. – postawiłam przysmaki na stole.
-Dzięki. Posiedzę tu pewnie do zamknięcia, także tak szybko się mnie dziś nie pozbędziesz. Powiedziałem nawet Teddy’emu, że wrócę do domu sam. Ukryję się pod kapturem kurtki i chyba bezpiecznie i w całości wrócę w moje cztery kąty. –uśmiechnął się pod nosem.
 -Nie ma sprawy. Cała przyjemność po naszej stronie, że masz ochotę przesiadywać właśnie u nas i pisać swoje kolejne piosenki.
-Zagłosowałem nawet na Twoją kawiarnię w lokalnym konkursie. –pochwalił się z dumną.
-No proszę. –uśmiechnęłam się. –Widzę, że naprawdę Ci się tu podoba.
-Podoba… I to bardzo. – spojrzał mi głęboko w oczy, jakby chciał mnie rozszyfrować, odgadnąć, poznać jak najprędzej.
-Julia! Miło, że masz taki dobry kontakt z klientami, ale proszę Cię kochana jesteś potrzebna na zapleczu. –usłyszałam głos Toma, wyłaniającego się zza drzwi.
-Tak, oczywiście już idę. –przeprosiłam Naill’a i wróciłam do swoich obowiązków. Okazało się, że Stella nie mogła poradzić sobie z posortowaniem kolorowych ręczników, których była sterta. Szybko dołączyłam do niej, aby jej pomóc. Dochodziła już godzina dziewiąta wieczorem, kiedy w kawiarni zostałam tylko ja i blondyn, który mając słuchawki na uszach nadal siedział przy stoliku obok okna. Stella wyszła po ósmej, a Tom, po wieczornym sprawdzeniu kawiarni zmył się do domu przed szóstą. Przebrałam się w swoje ciuchy, w których przyszłam, zamknęłam tylne wyjście z Seven Heaven i będąc pewną, że blondyn nadal będzie siedzieć przy stoliku, wyszłam, aby powiedzieć mu, że już zamykam i wracam do domu. Jakie było moje zdziwienie kiedy, po dziesięciu minutach, w których nie było mnie za ladą, teraz w kawiarni byłam tylko ja. Na stoliku znalazłam małą kartkę, zaadresowaną do mnie.
Nie chciałem przeszkadzać, więc pożegnam się tak. Miło było mi Julio pisać dziś moją piosenkę w Twoim towarzystwie. Ahaa nie wyłączyłaś ekspresu. Do zobaczenia.
                           Niall
Zdziwiona, uśmiechnęłam się do siebie. Wyłączyłam ekspres, o którym przypomniał mi blondyn, zamknęłam kawiarnię i zmęczona wróciłam do domu. Zastałam Margallo siedzącego na parapecie i podziwiającego gwiazdy. Zjadłam pyszną kanapkę z serem i pomidorem. Wzięłam gorącą kąpiel. Wypiłam herbatę. Tej nocy spałam wyjątkowo dobrze, słyszałam tylko jakby z oddali ciche pochrapywanie mojego wspaniałego kota. 

______________________________________________________________________________

2012/11/02

Rozdział 3


Ostatnie kilka dni minęło mi bardzo szybko. Prawie całe dnie spędzałam w kawiarni obsługując gości. Nie miałam czasu na nic innego poza pracą. Wzięłam jeszcze dodatkowe godziny od Stelli, która złapała anginę i nie była w stanie wstać z łóżka, a co dopiero przyjść do Seven Heaven. Pogoda w Londynie z każdym kolejnym dniem zmieniała się na gorsze. Zimno, deszcz i mgły stały się zmorą każdego jesiennego poranka. Nawet mi ciężko było otworzyć oczy rano, kiedy za oknem było jeszcze ciemno. Jednak  londyńska pogoda nie zniechęcała ludzi do wyjścia na spacer. W parku, który mieścił się naprzeciwko mojej kamienicy przewijało się codziennie wielu londyńczyków. Rodzice z dziećmi, zakochane pary, grupki przyjaciół. Wszyscy uśmiechnięci maszerowali pod parasolami, nie zważając na chłód. Biło od nich nieprzeniknione ciepło. Tamtej soboty pracowałam do późna. Z kawiarni wyszłam jako ostatnia. Jednak zacznę wszystko od początku. Poranek nie zapowiadał, że ten dzień będzie magiczny i nieprawdopodobnie nieprzewidywalny. Nic nie zapowiadało, że skończy się właśnie tak – idealnie. Wstałam wcześnie. Obudził mnie Margallo, który miałcząc przekazywał mi wiadomość, że ma ogromną ochotę na poranne mleko. Przetarłam niezdarnie powieki i powoli otworzyłam jedno oko, a sekundę później drugie. „O nie, dlaczego na dworze panują takie ciemności. Błagam o wiosnę! Teraz!” pomyślałam. Niezdarnie zsunęłam się z krawędzi łóżka, a moje stopy wślizgnęły się w moje ulubione, najcieplejsze kapcie na świecie. Włączyłam światło w kuchni i wlałam świeże mleko do miski Margallo. Jedząc wiśniowy jogurt, przeglądałam poranną gazetę, którą listonosz przynosi mi pod drzwi każdego dnia. Na szczęście była zapakowana w folię ochronną, co nie pozwoliło jej zamoczyć się od deszczu, który padał chyba całą noc. Nagle moim oczom ukazał się bardzo ciekawy tytuł: „Seven Heaven vs Sweet Coffe” Z każdą kolejną strofą artykułu, moje podekscytowanie rosło. Dziwiłam się w duchu, dlaczego Tom- nasz szef nie powiadomił nas jeszcze o fakcie, że nasza kawiarnia będzie startować w konkursie na najlepszą w mieście. Spojrzałam na zegarek, który stoi na stoliku w przedpokoju. Była na nim godzina 7:30. Zerwałam się w pośpiechu z krzesła, gazetę rzuciłam gdzieś w kąt a sama pobiegłam pod prysznic. Wykąpana i delikatnie pomalowana, swoją skórę ubrałam w ulubiony zapach cedru i wanilii. Wcisnęłam się w dżinsy, nałożyłam ciepły sweter, a na stopy włożyłam botki na obcasie. Jedne z tych rzeczy, które kupiłam na zakupach ze Stellą. Wtedy, gdy spotkałam blondyna. Chwyciłam po kurtkę i szalik, zabrałam torbę i telefon komórkowy, który leżał na stoliku i w pośpiechu wyszłam z domu. Do pracy dostałam się bardzo szybko. Na drogach nie było korków, dzięki czemu po trzydziestu minutach byłam na miejscu. Tom dłubał coś przy wejściowych drzwiach, kiedy z uśmiechem na twarzy minęłam go, wchodząc do środka. Przywitało mnie ciepło bijące z małego kominka w jednym z kątów kawiarni, oraz spokojna muzyka płynąca z głośników ukrytych za miętowymi zasłonami. Przebrałam się w swoje służbowe, jeśli można to tak nazwać, ubranie i rozpoczęłam długi i pracowity dzień w Seven Heaven. Tego dnia obsłużyłam wielu miłych klientów, którzy odwiedzili nas, aby wypić jedną ze smaczniejszych kaw w mieście. Także kilka osób, które skusiły się na ciasto dnia, którym była szarlotka z bitą śmietaną i waniliowymi lodami. Każdy z uśmiechem na twarzy wychodził z kawiarni, przy okazji zostawiając mały napiwek, dzięki któremu zawsze uzbierało się trochę dodatkowych pieniędzy. Jakoś w południe, Tom zaprosił mnie, Luzzy i Franka do siebie. Z zaciekawieniem weszłam do jego biura:
-Słuchajcie, mam dla was miłą wiadomość. –zaczął swój monolog, siedząc za biurkiem, a w dłoniach trzymając poranną gazetę. – Jak już może wiecie, bierzemy udział w konkursie na najlepszą kawiarnię w mieście. Konkurujemy ze Sweet Coffe, to miejsce na poziomie, które ma bardzo wielu stałych klientów. Także musimy się postarać, aby jak najwięcej osób głosowało na nas i musimy pokazać naszym gościom, że są dla nas najważniejsi. Julia – spojrzał na mnie. –Widzę jak bardzo się starasz i oby tak dalej. Luzzy, Frank, jesteście w naszym zespole od niedawna, ale widzę wasze zaangażowanie. Podoba mi się wasz kontakt z klientami. Oby tak dalej. Pokażmy Sweet Coffe kto rządzi w Londynie! –krzyknął na zakończenie. – No no, bez śmiechów mi tutaj, wracam do roboty. Miłej reszty dnia wam życzę. – wstał i wygonił nas z biura w mgnieniu oka. Dzień minął naprawdę szybko, nie działo się nic ciekawego poza małym chłopcem, który wpadł w histerię po tym jak jego mama nie zgodziła się, aby kupić mu czekoladowe lody. Swoją postawę tłumaczyła tym, że jest zbyt zimno na to by jej malec jadł zimne smakołyki. Po długiej scenie płaczu w końcu zauważył, że nic nie wskóra i w milczeniu zjadł śmietankowe ciasto, które mu podałam. O godzinie dwudziestej pierwszej w kawiarni nie było już nikogo. Luzzy poustawiała krzesła w równej odległości od stolików i zmiotła okruszki z podłogi. W między czasie, gdy myłam pucharki i filiżanki w gorącej wodzie, płynem o zapachu cytryny, pożegnała się ze mną i poszła do domu. Zostałam sama w kawiarni. Wyłączyłam duże światła, a włączyłam te małe, które oświetlały tylko ladę. Podczas gdy wycierałam dokładnie jedną z filiżanek, ktoś niespodziewanie zapukał w okno, a chwilę później wpadł do środka:
- O nie spóźniłem się. Jaka szkoda, dopiero wróciłem do Londynu. Myślałem, że zdążę przed zamknięciem. – Moim oczom ukazał się chłopak w przemokniętej bluzie, w niebieskich spodniach i markowych adidasach, a co najważniejsze o włosach koloru blond.
-Zamykamy zawsze o tej samej porze. A jest już piętnaście po dziewiątej…
-No tak wiem, wiem. Odkąd tu zamieszkałem, każdego dnia piję u was latte z sokiem malinowym. – przerwał mi w mgnieniu oka.
-I może jeszcze powiesz, że mam być taka miła i zrobić Ci ją teraz. –wyszłam zza lady i ustałam dwa metry od niego z rękoma splecionymi na klatce piersiowej.
-No… -podrapał się po głowie. –Jeśli byłabyś tak miła i poświęciła mi swoje cenne 10 minut ?
-Zastanowię się chwilę. – nasze spojrzenia się spotkały i nastała niezręczna cisza. – Dobrze, siadaj. Niech stracę, zaraz Ci podam. Latte z sokiem malinowym, tak ? –spytałam, podchodząc do ekspresu. 
-Dokładnie. –dodał, siadając na wysokim krześle naprzeciwko mnie.
W między czasie, gdy kawa zaparzała się w ekspresie wróciłam do wycierania filiżanek. Przez pewien czas, żadne z nas się nie odzywało. Kiedy nasze spojrzenie spotkały się po raz kolejny, uśmiechnęliśmy się do siebie.
-Nie przedstawiłem się. Jestem Niall. –wyciągnął swoją dłoń, aby ją uścisnęła.
-Julia. –podałam swoją i kiedy otarł swoją dłoń o moją, tak nagle przeszedł po moich plecach delikatny dreszcz, którego nie czułam nigdy wcześniej. Tą magiczną chwilę przerwał, dźwięk ekspresu, oznajmiający, że kawa jest gotowa. Dodałam jeszcze odrobinę soku malinowego i podałam blondynowi kubek na wynos, podpisując go przy tym jego imieniem.
-Bardzo dziękuję. –uśmiechnął się. –Wychodzisz już?
-W sumie tak.
-Dobrze, to uciekam. Nie będę Ci przeszkadzać, na pewno śpieszysz się do domu. Dziękuję jeszcze raz za kawę i miło było Cię poznać Julia. – wstał i uśmiechnął się do mnie, wpatrując się we mnie swoimi niebieskimi tęczówkami.
-Tak, tak. Mi też było bardzo miło Cię poznać. – odwzajemniłam uśmiech.
-To przypadkowe spotkanie zapadło mi w pamięci. Nie myśl, że nie skojarzyłem Cię. To byłaś Ty, tam w galerii handlowej. –spojrzał na mnie ostatni raz, otwierając drzwi, a sekundę później zniknął z mojego pola widzenia.
Zamyślona przebrałam się, wyłączyłam światła, zamknęłam drzwi i wyszłam na zimną, ciemną i ponurą ulicę Londynu. Jednak we mnie zaczęła się niespodziewanie palić jakaś iskierka, która ogrzewała mnie od wewnątrz i nie pozwoliła mi zmarznąć tej nocy, gdy wracałam do domu nie jak zawsze autobusem, a spacerem, po zatłoczonych uliczkach miasta. 


_________________________________________________________________________________