2013/02/06

Rozdział 5


 Obudził mnie sygnał dzwoniącego telefonu. Wyjmując prawą rękę spod kołdry ogarnęła mnie fala zimna, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. W mieszkaniu było niesamowicie zimno. Chwyciłam za komórkę, która leżała na nocnym stoliku i bez spoglądania na ekran nacisnęłam na klawisz zielonej słuchawki.
-Słucham? –zapytałam zaspanym głosem
-Hej Julia, z tej strony Tom!
-O hej Tom. –odpowiedziałam zaskoczona podnosząc się i siadając na krawędzi łóżka. Pewna, że za chwilę usłyszę, że za pół godziny chce mnie widzieć w kawiarni.
-Możesz zostać dziś w domu i zrobić sobie dzień wolny. Stella jest już w pracy, a ostatnio nie ma zbyt dużo klientów, więc powiedziała, że bez problemu da sobie radę sama z Kate.
-Naprawdę Tom ? –spytałam uradowana tą nowiną.
-Tak, tak, ale jutro widzę Cię w pracy na dziewiątą.
-Oczywiście, masz to jak w banku. Dzięki za ten wolny dzień.
-Nie ma za co. Miłego dnia, więc do jutra.
-Do jutra! –odpowiedziałam i chwilę później słyszałam w słuchawce już tylko długi ciągnący się sygnał.
Uśmiechnięta od ucha do ucha włożyłam swoje ulubione ciepłe, niebieskie kapcie i podeszłam do okna, aby odsłonić zasłony. W Londynie mieliśmy końcówkę listopada, więc jakim ogromnym zaskoczeniem było dla mnie zobaczyć, za szybą małe płatki śniegu, które delikatnie spadały na ruchliwą ulicę. Spojrzałam trochę dalej, Hyde Park wyglądał przepięknie. Lekko ośnieżony, pełen ludzi. Uśmiechnęłam się do siebie i postanowiłam, że wybiorę się dziś na spacer. Pościeliłam łóżko i włączyłam telewizor. Akurat na TLO leciał mój ulubiony program o gotowaniu. Robiąc śniadanie i krzątając się na spokojnie po kuchni, obserwowałam jak Gordon przyrządzał pyszne dania z kurczaka. Właśnie kiedy robiłam krok do tyłu, aby położyć pustą butelkę po mleku na kuchennym parapecie, przy moich nogach pojawił się Margallo. Wyjęłam z lodówki pełen kartonik pysznego, zimnego mleka i wlałam mu do miseczki. Zamruczał głośno i ocierając się o mnie ruszył do miejsca, gdzie zawsze je swoje posiłki. Popijając sok pomarańczowy i jedząc owsiankę oglądałam poranny program śniadaniowy na BBC1. Posłuchałam ciekawych porad na temat sprzątania domu, wysłuchałam kilku interesujących wywiadów i dowiedziałam się najnowszych wiadomości o gwiazdach show biznesu. Czy wiedzieliście Drodzy Czytelnicy, że Kim rozwiodła się ze swoim długoletnim partnerem i spotyka się z piętnaście lat młodszym facetem od siebie? To naprawdę szalenie ważny news!! Jakby nie było ciekawszych. Tak, pisząc to trochę się zbulwersowałam. Macie rację.Oglądając telewizję straciłam poczucie czasu. Gdy program  skończył się, spojrzałam na zegarek.  Moim oczom ukazała się godzina 14. Wzięłam gorącą kąpiel, Margallo leżał na płytkach w łazience, obok wanny i cichutko pochrapywał. Następnie pomalowałam się, podkreślając tego dnia trochę bardziej oko. Ubrałam na siebie swoje ulubione dżinsy, ciepłą bluzę i dwie pary kolorowych pluszowych skarpetek, idealnych na taką pogodę. Gdy wychodziłam z domu Margallo siedział na parapecie i podziwiał chyba ośnieżony Hyde Park, do którego zmierzałam tego dnia. Przechodząc na drugą stronę ulicy ostrożnie spojrzałam w lewo, prawo i jeszcze raz w lewo. Od wypadku Eleanor kilka lat temu, jestem o wiele bardziej ostrożniejszą osobą. Staram się nie wracać do tamtych dni, ale zawsze kiedy przechodzę przez tą ulicę mam przed oczami zdarzenia sprzed lat.Potrząsając głową to w jedną, to w drugą stronę , próbowałam pozbyć się niemiłych wspomnień. Ruszyłam dalej, kupując w piekarni po drodze pyszne pączki z malinowym dżemem. Spacerując uliczkami Hyde Parku i zajadając smakołyki, relaksowałam się i odpoczywałam mentalnie od natłoku pracy i zdarzeń, które w ostatnim czasie się wydarzyły. Patrząc z perspektywy czasu. Tych kilku tygodni, w których spotkałam kilka razy Naill’a, kiedy przyjechała moja mama, gdy w kawiarni układało się wszystko po naszej myśli, mogłabym stwierdzić, że jestem naprawdę szczęśliwa i nie potrzebuję już niczego więcej. Jednak kim jest człowiek bez marzeń ?Obserwowałam przyrodę, liście praktycznie zniknęły z drzew. Ptaki teraz już tylko gdzieniegdzie pogwizdywały cichutko. Hałas jaki stwarzały małe dzieci biegające po ośnieżonej trawie, lub grające w piłkę na śniegu, wnosił teraz w to miejsce wiele pozytywnej energii. Gdy szłam uliczką i pisałam sms do Stelli, w którym dziękowałam jej, za to, że mogłam dziś spędzić taki przyjemny dzień, ktoś wpadł na mnie niespodziewanie. Wytrącając przy tym mój telefon z rąk, który spadł na ziemię.
-Hej uważaj jak chodzisz! –krzyknęłam głośno nie spoglądając w stronę przechodnia, a podnosząc telefon, któremu na szczęście nic się nie stało.
-Julia! Przepraszam, naprawdę Cię nie widziałem. Przepraszam najmocniej. –odpowiedział z zaskoczeniem i zarazem smutkiem mój rozmówca.
-Niall! Co Ty tu robisz? –spytałam również mocno zaskoczona. W pierwszej chwili nie poznałam go. Miał na sobie puchową czarną kurtkę, czapkę, a na nosie ciemne okulary.
-Wybrałem się na spacer. Żal nie skorzystać z takiego ładnego, ale zimnego dnia. Relaksuję się przed koncertem, który gramy za dwa dni. A ty co tu robisz?
-Spacer, pączki. –uśmiechnęłam się pod nosem, pokazując woreczek z ostatnim ciastkiem.
-Haa smacznego! Wybierałem się właśnie do Coffe Heaven. Myślałem, że Cię tam spotkam. A tu proszę miła niespodzianka. – uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Dziś niespodziewanie dostałam dzień wolny, więc korzystam jak mogę. Może chcesz pączka? –spytałam, podając mu woreczek.
-A z chęcią. Coś słodkiego przed obiadkiem w sam raz. Dzięki. Gdzie teraz idziesz?
-W sumie to przed siebie. Myślałam, żeby zjeść coś na mieście.
-Mogę Ci potowarzyszyć ? I tak wybierałem się do Ciebie. –spojrzał  w moją stronę i uśmiechnął się.
-A masz sporo czasu ?
-Jasne, całe popołudnie dla Ciebie.
-To chodźmy, za Hyde Park’iem jest miła, spokojna, nieoblegana przez paparazzi restauracja.- odpowiedziałam radośnie.
- Prowadź.
 Ruszyliśmy w stronę południowego wyjścia z parku. Niall w tym czasie zdążył opowiedzieć mi o reszcie swoich przyjaciół, z którymi dzieli zespół i mieszkanie. Jak się okazało trzy przecznice od mojego domu. Wspomniał mi też o tym, że kocha jeść i, żebym nie zdziwiła się, kiedy w restauracji zamówi dokładkę. Blondyn okazał się naprawdę bardzo miłym i sympatycznym, a przede wszystkim normalnym chłopakiem. Wchodząc do Soho House oboje śmialiśmy się w niebogłosy, po tym jak Niall opowiedział mi śmieszną historię z trasy koncertowej z zeszłego roku. Kiedy to Harry z Zayan’em wysmarowali śpiącego Louisa bitą śmietaną. Znaleźliśmy miejsce w głębi restauracji, z dala od zaciekawionych gości siedzących przy oknie. Zamówiliśmy pyszne spaghetti carbonara i oboje sok pomarańczowy. Niall oczywiście jak wcześniej wspominał poprosił o dokładkę. Śmiejąc się, wymienialiśmy się spostrzeżeniami na temat tego jak powinno wyglądać dobrze ugotowane spaghetti carbonara. Z perspektywy osoby siedzącej gdzieś nieopodal nas, musiało wyglądać to przezabawnie, ponieważ oboje w żartach przekomarzaliśmy się i wymądrzaliśmy. Po zjedzonym obiedzie zamówiliśmy jeszcze deser. Szarlotkę z lodami śmietankowymi. Blondyn dokończył moją porcję, a ja czułam, że nie obejdzie się bez siłowni w ten weekend. Spojrzałam na niego ukradkiem, jak wcinał moje ciasto. Wyglądał uroczo, mając usta ubrudzone bitą śmietaną.
-Czemu się ze mnie śmiejesz? –spytał
-Nie śmieję, uśmiecham. A to różnica. Poza tym wyglądasz teraz jak Louis umorusany śmietaną. –uśmiechnęłam się. – Chodź tu. – pochyliłam się nad stołem chwytając za serwetkę i wycierając jego usta.
-Dzięki.. Już myślałem, że śmiejesz się ze mnie i zaraz sobie pójdziesz. Zostawiając mnie tutaj. –odpowiedział spoglądając mi w oczy.
-Nie, nie przysięgam, że nie śmieję się z Ciebie, ale już siódma, muszę wracać do domu. Margallo na pewno jest głodny. – odpowiedziałam, zerkając na zegarek wiszący nad barem restauracji.
-Margallo ? 
-To mój kot. -odpowiedziałam radośnie.
-Rozumiem. Margallo na pewno tęskni już za Tobą. Odprowadzę Cię. Idziemy przecież w tę samą stronę. Pójdę tylko zapłacić.
-Czekaj idę z Tobą. –odpowiedziałam i poderwałam się z wygodnego krzesła.
Zapłaciliśmy za pyszny obiad, deser i ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Niall odprowadził mnie pod same drzwi, tłumacząc się tym, że chce być pewny, że bezpiecznie trafiłam do domu. Podziękowałam mu za przemiły wieczór i wspomniałam o piosence, którą pisał kilka dni temu w Coffe Heaven. Obiecał, że niedługo ją usłyszę. Pożegnaliśmy się i wróciłam do swojego mieszkania. Szczęśliwa omijałam co drugi schodek wbiegając na trzecie piętro, gdzie mieściły się moje drzwi. Już dawno nie spędziłam tak fantastycznego dnia. Margallo spał twardo na kanapie i nawet się nie przebudził, gdy przez przypadek zrzuciłam książki z gablotki w przedpokoju. Uśmiechnięta od ucha do ucha, włączyłam sportowy kanał z ćwiczeniami i podśpiewując pod nosem zabrałam się za spalanie pączków, spaghetti carbonara i szarlotki z lodami. Następnie wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic i właśnie kiedy wychodziłam z łazienki, przebrana  w swoją ulubioną niebieską piżamę usłyszałam domofon. Zdzwiona podniosłam słuchawkę.
-Słucham?
-Czy pod tym numerem mieszka Pani Julia?
-Tak to ja, coś się stało?
-Czy może mi Pani otworzyć? Mam dla Pani przesyłkę.
-O tej porze? Tak oczywiście. Już otwieram. –nacisnęłam przycisk i zdzwiona czekałam pod drzwiami. Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi prędko je otworzyłam.
-To dla Pani, proszę tu podpisać. – zaskoczona, zdziwiona podpisałam odebranie ‘przesyłki’ i wróciłam do domu z bukietem żółtych tulipanów. Gdzieś pomiędzy jednym a drugim kwiatem znalazłam małą karteczkę, którą szybko otworzyłam. Czytają ją, poczułam jak moje nogi delikatnie się uginają.
„Dziękuję za wspaniałe popołudnie. Dobranoc Julio”

________________________________________________________________________________



  

2013/01/30

Rozdział 4


Kilka ostatnich dni minęło mi nadzwyczaj szybko. Przez ten czas nie zdarzyło się nic szczególnego, co warte byłoby Wam przekazać Drodzy Czytelnicy. Odwiedziła mnie tylko moja mama, która została w Londynie na parę dni. Agnes – bo tak ma na imię moja matka, podróżuje po całym świecie. Odkąd skończyłam osiemnaście lat mieszkam sama. Agnes natomiast stwierdziła, że kiedy jak nie teraz może rozpocząć swoją podróż dookoła świata. Nie potrzebowałam jej stałej opieki, sama radziłam sobie bardzo dobrze. Przed swoim wyjazdem do Japonii kupiła mi właśnie to mieszkanie, z widokiem na Hyde Park. Jestem szczęśliwa, ona również i to jest najważniejsze. Nie mam jej za złe, że postanowiła spełniać swoje marzenia. Bo ograniczanie człowieka, jest najgorszą z możliwych rzeczy, jakie jedna osoba, może zrobić drugiej. Pomiędzy lotem z Aten do Nowego Jorku, zatrzymała się u mnie na te kilka chwil. Spędziłyśmy ten czas, wspominając moje dzieciństwo, oglądając stare dobre hollywoodzkie filmy i pijąc naszą ulubioną pomarańczowo-grejpfrutową herbatę. Agnes przywiozła mi z Aten małą kulkę napełnioną wodę, a kiedy się nią potrząsnęło pojawiały się tysiące małych  sreberek, które idealnie komponowały się z miniaturą Akropolu. Trzy dni minęły zaskakująco szybko i nie obejrzałyśmy się, a już musiałyśmy się pożegnać. Mama obiecała, że przyjedzie na Święta Bożego Narodzenia, które są za trzy miesiące, więc niedługo znów się zobaczymy. W czwartek odwiozłam ją na lotnisko i pożegnałam w hali odlotów, raniąc przy tym kilka łez. W piątkowy poranek, obudziłam się z myślą, że czeka na mnie pyszne śniadanie przygotowane przez moją mamę. Jakie było moje rozczarowanie, kiedy otwierając oczy zobaczyłam tylko Margalla, który siedział obok miski i czekał na posiłek. Trochę przybita wygramoliłam się z łóżka, które tego dnia nadzwyczaj mocno trzymało mnie i usilnie próbowało przekonać, że nie muszę dziś iść do pracy. Jednak po tych trzech dniach urlopu, które wzięłam sobie ze względu na przyjazd mamy, teraz nie było mowy o jakimkolwiek blefowaniu i nie pójściu do pracy. Jak co ranek, wlałam mojemu rozpieszczonemu kotu mleko, a sama zjadłam miskę płatków owsianych z moim ulubionym wiśniowym jogurtem. Byłam mistrzynią w robieniu wielu czynności naraz. Jedząc, popijając herbatę, czytałam jeszcze poranną gazetę. Duża reklama na trzeciej stronie, w prawym dolnym rogu, przypomniała mi o zbliżającym się koncercie One Direction, na który z pewnością się wybiorę. Mając jeszcze kilka wolnych minut, dokładnie przyjrzałam się reszcie z całej piątki. Niall po wieczornej, krótkiej rozmowie tydzień temu, wydawał się zwykłym, normalnym chłopakiem. Nie odczułam jakiejkolwiek egoizmu, czy samouwielbienia z jego strony. Reszta boys band’u na pierwszy rzut oka, wydawała się sympatyczna, chociaż chłopak w ciemnych włosach, z kilkoma tatuażami na ręce i kolczykiem w uchu był chyba najbardziej zadufany w sobie z całej piątki. Przerzucając kolejne strony natknęłam się jeszcze na tabelę ze wstępnymi wynikami konkursu na najlepszą kawiarnię w mieście. Jak na razie Sweet Coffe jest na pierwszym miejscu, a mu tuż za nimi. Jednak to nie koniec głosowania, także jeszcze wszystko może się zmienić. Umyłam naczynia, wzięłam szybki prysznic i pośpiesznie ubrałam się. Włożyłam na nogi ciepłe pluszowe skarpetki w groszki, dżinsy i gruby sweter, który kupiłam na zakupach ze Stellą. Włożyłam skórzaną kurtkę, czarne workery, na ramię zarzuciłam swoją ulubioną torbę i całując Margallo na pożegnanie wyszłam na zimną, jesienną londyńską ulicę.
Dzień w kawiarni Coffe Heaven dłużył się niemiłosiernie. Nie odwiedziło nas zbyt dużo klientów, a to pewnie ze względu na pogodę panującą za oknem. Zdążyłam dojść do budynku, zamknąć za sobą drzwi, a od razu zaczęło padać i zerwał się mocny wiatr. Na moje nieszczęście nie wzięłam z domu parasolki, więc drogę powrotną do domu wyobrażałam sobie już w ciemnych barwach. Wraz ze Stellą obgadałyśmy dziś każdego klienta, który wszedł do naszej kawiarni, tego dnia było ich jak na lekarstwo. Około drugiej popołudniu postanowiłam na chwilę wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza. Otwierając frontowe drzwi uderzyła mnie fala zimnego londyńskiego powietrza. Szybko cofnęłam się na zaplecze po kurtkę. Stałam pod daszkiem może z pięć minut, kiedy moim oczom ukazał się Niall wędrujący z przysadzistym mężczyzną obok niego w moją stronę. Kiedy podszedł bliżej przywitał się serdecznie:
-Witaj Julia!
-Cześć Niall. Przyszedłeś po latte z sokiem malinowym ? –spytałam grzecznie.
-Tak, jak co dzień, ale dziś skuszę się jeszcze na jakieś dobre ciasto. Co polecasz? –spytał, otwierając przede mną drzwi i wpuszczając mnie jako pierwszą do środka.
-Hmmm polecam tiramisu. Będzie idealnie pasować do Twojej ulubionej kawy. –uśmiechnęłam się stając za ladą i przygotowując dla niego kawę.
-Ok, pasuje. Usiądę koło okna. Mam zamiar napisać dziś kilka kolejnych wersów mojej własnej piosenki. A widzę, że nie macie dziś takiego ruchu, więc tym lepiej dla mnie. Spokój i cisza to podstawa sukcesu.
-Dobrze, nie ma sprawy. Za raz wszystko przyniosę.
Blondyn usiadł na krześle, przodem do lady kawiarni, tak że był wstanie obserwować każdy mój ruch. Czułam jego spojrzenie na moich rękach, kiedy niosłam do stolika tacę z ciastem i kawą.
-Proszę to dla Ciebie. – postawiłam przysmaki na stole.
-Dzięki. Posiedzę tu pewnie do zamknięcia, także tak szybko się mnie dziś nie pozbędziesz. Powiedziałem nawet Teddy’emu, że wrócę do domu sam. Ukryję się pod kapturem kurtki i chyba bezpiecznie i w całości wrócę w moje cztery kąty. –uśmiechnął się pod nosem.
 -Nie ma sprawy. Cała przyjemność po naszej stronie, że masz ochotę przesiadywać właśnie u nas i pisać swoje kolejne piosenki.
-Zagłosowałem nawet na Twoją kawiarnię w lokalnym konkursie. –pochwalił się z dumną.
-No proszę. –uśmiechnęłam się. –Widzę, że naprawdę Ci się tu podoba.
-Podoba… I to bardzo. – spojrzał mi głęboko w oczy, jakby chciał mnie rozszyfrować, odgadnąć, poznać jak najprędzej.
-Julia! Miło, że masz taki dobry kontakt z klientami, ale proszę Cię kochana jesteś potrzebna na zapleczu. –usłyszałam głos Toma, wyłaniającego się zza drzwi.
-Tak, oczywiście już idę. –przeprosiłam Naill’a i wróciłam do swoich obowiązków. Okazało się, że Stella nie mogła poradzić sobie z posortowaniem kolorowych ręczników, których była sterta. Szybko dołączyłam do niej, aby jej pomóc. Dochodziła już godzina dziewiąta wieczorem, kiedy w kawiarni zostałam tylko ja i blondyn, który mając słuchawki na uszach nadal siedział przy stoliku obok okna. Stella wyszła po ósmej, a Tom, po wieczornym sprawdzeniu kawiarni zmył się do domu przed szóstą. Przebrałam się w swoje ciuchy, w których przyszłam, zamknęłam tylne wyjście z Seven Heaven i będąc pewną, że blondyn nadal będzie siedzieć przy stoliku, wyszłam, aby powiedzieć mu, że już zamykam i wracam do domu. Jakie było moje zdziwienie kiedy, po dziesięciu minutach, w których nie było mnie za ladą, teraz w kawiarni byłam tylko ja. Na stoliku znalazłam małą kartkę, zaadresowaną do mnie.
Nie chciałem przeszkadzać, więc pożegnam się tak. Miło było mi Julio pisać dziś moją piosenkę w Twoim towarzystwie. Ahaa nie wyłączyłaś ekspresu. Do zobaczenia.
                           Niall
Zdziwiona, uśmiechnęłam się do siebie. Wyłączyłam ekspres, o którym przypomniał mi blondyn, zamknęłam kawiarnię i zmęczona wróciłam do domu. Zastałam Margallo siedzącego na parapecie i podziwiającego gwiazdy. Zjadłam pyszną kanapkę z serem i pomidorem. Wzięłam gorącą kąpiel. Wypiłam herbatę. Tej nocy spałam wyjątkowo dobrze, słyszałam tylko jakby z oddali ciche pochrapywanie mojego wspaniałego kota. 

______________________________________________________________________________