Kilka ostatnich dni minęło mi nadzwyczaj szybko.
Przez ten czas nie zdarzyło się nic szczególnego, co warte byłoby Wam przekazać
Drodzy Czytelnicy. Odwiedziła mnie tylko moja mama, która została w Londynie na
parę dni. Agnes – bo tak ma na imię moja matka, podróżuje po całym świecie.
Odkąd skończyłam osiemnaście lat mieszkam sama. Agnes natomiast stwierdziła, że
kiedy jak nie teraz może rozpocząć swoją podróż dookoła świata. Nie
potrzebowałam jej stałej opieki, sama radziłam sobie bardzo dobrze. Przed swoim
wyjazdem do Japonii kupiła mi właśnie to mieszkanie, z widokiem na Hyde Park.
Jestem szczęśliwa, ona również i to jest najważniejsze. Nie mam jej za złe, że
postanowiła spełniać swoje marzenia. Bo ograniczanie człowieka, jest najgorszą
z możliwych rzeczy, jakie jedna osoba, może zrobić drugiej. Pomiędzy lotem z
Aten do Nowego Jorku, zatrzymała się u mnie na te kilka chwil. Spędziłyśmy ten
czas, wspominając moje dzieciństwo, oglądając stare dobre hollywoodzkie filmy i
pijąc naszą ulubioną pomarańczowo-grejpfrutową herbatę. Agnes przywiozła mi z
Aten małą kulkę napełnioną wodę, a kiedy się nią potrząsnęło pojawiały się
tysiące małych sreberek, które idealnie komponowały się z miniaturą
Akropolu. Trzy dni minęły zaskakująco szybko i nie obejrzałyśmy się, a już
musiałyśmy się pożegnać. Mama obiecała, że przyjedzie na Święta Bożego Narodzenia,
które są za trzy miesiące, więc niedługo znów się zobaczymy. W czwartek
odwiozłam ją na lotnisko i pożegnałam w hali odlotów, raniąc przy tym kilka
łez. W piątkowy poranek, obudziłam się z myślą, że czeka na mnie pyszne
śniadanie przygotowane przez moją mamę. Jakie było moje rozczarowanie, kiedy otwierając
oczy zobaczyłam tylko Margalla, który siedział obok miski i czekał na posiłek.
Trochę przybita wygramoliłam się z łóżka, które tego dnia nadzwyczaj mocno
trzymało mnie i usilnie próbowało przekonać, że nie muszę dziś iść do
pracy. Jednak po tych trzech dniach urlopu, które wzięłam sobie ze względu na
przyjazd mamy, teraz nie było mowy o jakimkolwiek blefowaniu i nie pójściu do
pracy. Jak co ranek, wlałam mojemu rozpieszczonemu kotu mleko, a sama zjadłam
miskę płatków owsianych z moim ulubionym wiśniowym jogurtem. Byłam mistrzynią w
robieniu wielu czynności naraz. Jedząc, popijając herbatę, czytałam jeszcze
poranną gazetę. Duża reklama na trzeciej stronie, w prawym dolnym rogu,
przypomniała mi o zbliżającym się koncercie One Direction, na który z pewnością
się wybiorę. Mając jeszcze kilka wolnych minut, dokładnie przyjrzałam się
reszcie z całej piątki. Niall po wieczornej, krótkiej rozmowie tydzień temu,
wydawał się zwykłym, normalnym chłopakiem. Nie odczułam jakiejkolwiek egoizmu,
czy samouwielbienia z jego strony. Reszta boys band’u na pierwszy rzut oka,
wydawała się sympatyczna, chociaż chłopak w ciemnych włosach, z kilkoma
tatuażami na ręce i kolczykiem w uchu był chyba najbardziej zadufany w sobie z
całej piątki. Przerzucając kolejne strony natknęłam się jeszcze na tabelę ze
wstępnymi wynikami konkursu na najlepszą kawiarnię w mieście. Jak na razie
Sweet Coffe jest na pierwszym miejscu, a mu tuż za nimi. Jednak to nie koniec
głosowania, także jeszcze wszystko może się zmienić. Umyłam naczynia, wzięłam
szybki prysznic i pośpiesznie ubrałam się. Włożyłam na nogi ciepłe pluszowe
skarpetki w groszki, dżinsy i gruby sweter, który kupiłam na zakupach ze
Stellą. Włożyłam skórzaną kurtkę, czarne workery, na ramię zarzuciłam swoją
ulubioną torbę i całując Margallo na pożegnanie wyszłam na zimną, jesienną
londyńską ulicę.
Dzień w kawiarni Coffe Heaven dłużył się niemiłosiernie. Nie odwiedziło nas zbyt dużo klientów, a to pewnie ze względu na
pogodę panującą za oknem. Zdążyłam dojść do budynku, zamknąć za
sobą drzwi, a od razu zaczęło padać i zerwał się mocny wiatr. Na moje
nieszczęście nie wzięłam z domu parasolki, więc drogę powrotną do domu
wyobrażałam sobie już w ciemnych barwach. Wraz ze Stellą obgadałyśmy dziś
każdego klienta, który wszedł do naszej kawiarni, tego dnia było ich jak na
lekarstwo. Około drugiej popołudniu postanowiłam na chwilę wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć
świeżego powietrza. Otwierając frontowe drzwi uderzyła mnie fala zimnego
londyńskiego powietrza. Szybko cofnęłam się na zaplecze po kurtkę. Stałam pod
daszkiem może z pięć minut, kiedy moim oczom ukazał się Niall wędrujący z
przysadzistym mężczyzną obok niego w moją stronę. Kiedy podszedł bliżej
przywitał się serdecznie:
-Witaj Julia!
-Cześć Niall. Przyszedłeś po latte z sokiem
malinowym ? –spytałam grzecznie.
-Tak, jak co dzień, ale dziś skuszę się jeszcze
na jakieś dobre ciasto. Co polecasz? –spytał, otwierając przede mną drzwi i
wpuszczając mnie jako pierwszą do środka.
-Hmmm polecam tiramisu. Będzie idealnie pasować
do Twojej ulubionej kawy. –uśmiechnęłam się stając za ladą i przygotowując dla
niego kawę.
-Ok, pasuje. Usiądę koło okna. Mam zamiar napisać
dziś kilka kolejnych wersów mojej własnej piosenki. A widzę, że nie macie dziś
takiego ruchu, więc tym lepiej dla mnie. Spokój i cisza to podstawa sukcesu.
-Dobrze, nie ma sprawy. Za raz wszystko
przyniosę.
Blondyn usiadł na krześle, przodem do lady
kawiarni, tak że był wstanie obserwować każdy mój ruch. Czułam jego spojrzenie
na moich rękach, kiedy niosłam do stolika tacę z ciastem i kawą.
-Proszę to dla Ciebie. – postawiłam przysmaki na
stole.
-Dzięki. Posiedzę tu pewnie do zamknięcia, także
tak szybko się mnie dziś nie pozbędziesz. Powiedziałem nawet Teddy’emu, że
wrócę do domu sam. Ukryję się pod kapturem kurtki i chyba bezpiecznie i w
całości wrócę w moje cztery kąty. –uśmiechnął się pod nosem.
-Nie ma
sprawy. Cała przyjemność po naszej stronie, że masz ochotę przesiadywać właśnie
u nas i pisać swoje kolejne piosenki.
-Zagłosowałem nawet na Twoją kawiarnię w lokalnym
konkursie. –pochwalił się z dumną.
-No proszę. –uśmiechnęłam się. –Widzę, że
naprawdę Ci się tu podoba.
-Podoba… I to bardzo. – spojrzał mi głęboko w
oczy, jakby chciał mnie rozszyfrować, odgadnąć, poznać jak najprędzej.
-Julia! Miło, że masz taki dobry kontakt z
klientami, ale proszę Cię kochana jesteś potrzebna na zapleczu. –usłyszałam głos
Toma, wyłaniającego się zza drzwi.
-Tak, oczywiście już idę. –przeprosiłam Naill’a i
wróciłam do swoich obowiązków. Okazało się, że Stella nie mogła poradzić sobie
z posortowaniem kolorowych ręczników, których była sterta. Szybko dołączyłam do
niej, aby jej pomóc. Dochodziła już godzina dziewiąta wieczorem, kiedy w
kawiarni zostałam tylko ja i blondyn, który mając słuchawki na uszach nadal
siedział przy stoliku obok okna. Stella wyszła po ósmej, a Tom, po wieczornym
sprawdzeniu kawiarni zmył się do domu przed szóstą. Przebrałam się w swoje
ciuchy, w których przyszłam, zamknęłam tylne wyjście z Seven Heaven i będąc
pewną, że blondyn nadal będzie siedzieć przy stoliku, wyszłam, aby powiedzieć
mu, że już zamykam i wracam do domu. Jakie było moje zdziwienie kiedy, po
dziesięciu minutach, w których nie było mnie za ladą, teraz w kawiarni byłam
tylko ja. Na stoliku znalazłam małą kartkę, zaadresowaną do mnie.
Nie chciałem przeszkadzać, więc pożegnam się tak.
Miło było mi Julio pisać dziś moją piosenkę w Twoim towarzystwie. Ahaa nie
wyłączyłaś ekspresu. Do zobaczenia.
Niall
Zdziwiona, uśmiechnęłam się do siebie. Wyłączyłam
ekspres, o którym przypomniał mi blondyn, zamknęłam kawiarnię i zmęczona
wróciłam do domu. Zastałam Margallo siedzącego na parapecie i podziwiającego
gwiazdy. Zjadłam pyszną kanapkę z serem i pomidorem. Wzięłam gorącą kąpiel.
Wypiłam herbatę. Tej nocy spałam wyjątkowo dobrze, słyszałam tylko jakby z
oddali ciche pochrapywanie mojego wspaniałego kota.
______________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________